top of page

~ spacer po                                 czerwcowym lesie ~

Znów dokÄ…dÅ› idÄ™… dokÄ…d, nie wiem. Ciemno wokóÅ‚, drogi nie widać. Tak trudno iść wytyczonym szlakiem, kiedy Å›wiatÅ‚a brak. Co krok postawiÄ™, to kamieÅ„ kaleczy, gaÅ‚Ä™zie smagajÄ… twarz. Czy siÄ™ boje? Nie. Nie ma czego siÄ™ bać. Wbijam palce w czarnÄ… Å›cianÄ™ nocy i idÄ™ przed siebie. Patrz – szepcze ktoÅ› z mrocznej gÄ™stwiny. Czy dom to czyjÅ›, czy wizja? Krzyż okienny rysuje siÄ™ wyraźnie w moich oczach. Tak, to dom. PójdÄ™ tam. Zapukam… Może przyjmÄ… wÄ™drowca pod swój dach? Choć na chwilÄ™… PodchodzÄ™ pod radosne okienko. Pukam w szybkÄ™… Cisza. Pukam znowu… Cisza. Pukam raz jeszcze… Cisza. Nawet kroków zaspanych nie sÅ‚ychać. PodchodzÄ™ do drzwi, pukam… Cisza. Chwytam klamkÄ™, naciskam… Zamek posÅ‚usznie ulega moim dÅ‚oniom. WchodzÄ™ do sieni… Cisza. Cisza i ciemność. Nawet w pokoju z okienkiem już nie pali siÄ™ lampka. WchodzÄ™
do kuchni… PajÄ…k przÄ™dzie nici, myszy Å›piÄ…… Cisza. IdÄ™ schodkami na strych… Tam tylko wiatr przywitaÅ‚ mnie chÅ‚odno, nie rad, że przyszÅ‚am. WidzÄ™, że nawet Duchy wypÅ‚oszyÅ‚… OdchodzÄ™. Siadam jeszcze na huÅ›tawce, zawieszonej
na uschniętej jabłoni. Ten sam wiatr kołysze mnie teraz leciutko, szczęśliwy,
że może mnie wreszcie pożegnać. Ile jeszcze pustych domów odwiedzÄ™?
Czy spotkam w drodze Duchy tego miejsca? WstajÄ™, idÄ™ Å›cieżkÄ… do furtki, która zgrzyta rozpaczliwie przy każdym dotyku… Nikt nie odprowadza mnie wzrokiem. Odwracam siÄ™, by spojrzeć raz jeszcze w radosne okienko, które tak serdecznie zapraszaÅ‚o do Å›rodka… Ciemność. Nie ma już okna, nie ma drzwi, furtki, nie
ma domu… Sen to, czy może już tak daleko oddaliÅ‚am siÄ™ od tego miejsca? Tylko chÅ‚odny wiatr przypomina mi, że nie Å›piÄ™. PójdÄ™ dalej, poszukam wiatru, który utuli mnie do snu i przekona, że wstanie dzieÅ„ i droga bÄ™dzie widoczna. UÅ›miecham siÄ™ do wÅ‚asnych myÅ›li… Wciąż wierzÄ™ w SÅ‚oÅ„ce, choć go nie widać…

 

bottom of page