top of page

~ immortalitas ~

Melodia umyka spod smyczków, biegnie w przestrzeÅ„, rysuje szyby okienne... UciekÅ‚a! Odbita od martwych Å›cian wybiegÅ‚a przez uchylone drzwi. Wiatr
ją porwał i tańczą teraz w ściętej mrozem mgle... Zimno. Przenikliwe zimno odrętwiająco niszczy melodyjny zapał... Przedwczesne tafle lodu, tłukąc o siebie, kruszą się kryształowo... Pociąg gwiżdże z rozpaczy. Pusto. Zimno. Ciemno.
Już dawno sÅ‚oÅ„ca nie widać za lasem... Åšwiat siÄ™ koÅ„czy? Może mój tylko?
Gdzieś poza Doliną żyją przecież ludzie. Jest ciepło. Istnieje światło...
Tak, to tylko mój Å›wiat dobiega koÅ„ca. Nie skoszone zboże Å›cina teraz mróz... Wiatr dzierży tÄ™ kosÄ™. Matka Ziemia milczy... Nie mam już siÅ‚, by iść! Upadam
w stertę plew. Zimno. Nikogo nie ma. Ciemno w polu. Lampy przydrożne odległe zbyt... ale... są! Są jeszcze lampy! Słońce zaszło, za horyzont, za las,
za chmury..., lecz... jest inne Å›wiatÅ‚o! Stworzone przez ludzkÄ… wyobraźniÄ™. Przez ludzkie pragnienie jasnoÅ›ci. Wynalazek ociemniaÅ‚ych dusz. Wynalazek Nadziei. DzieÅ‚o mistrzów! ÅšwiatÅ‚o lamp, dzieÅ‚o z Boskiego natchnienia, niczym Biblia, pokarm dla oczu... ÅšwiatÅ‚o lamp...

WstanÄ™, pójdÄ™ do drogi... A jeÅ›li zabraknie mi siÅ‚, doczoÅ‚gam siÄ™, choćbym ostatni materiaÅ‚ z siebie zetrzeć miaÅ‚a! DotrÄ™ do drogi. DotrÄ™ do ciepÅ‚ej smugi porcelanowego Å›wiatÅ‚a i, jeÅ›li stać bÄ™dÄ™,    uklÄ™knÄ™; jeÅ›li klÄ™czeć,    ucaÅ‚ujÄ™.

Światło! Nadziejo moja i Prawdo! Wszystko w Tobie ujrzę, wszystko zrozumiem, wszystko przetrwam!...

Przecież wstanie nowy dzieÅ„. SÅ‚oÅ„ce wzejdzie znów i zgasnÄ… latarnie.
Póki królować bÄ™dzie na niebie, bÄ™dÄ™ wierzyć, że także noc ma sens... bo nawet jeÅ›li po zachodzie nie rozbÅ‚ysnÄ… już lampy, mogÄ™ rozniecić ogieÅ„ i czekać dnia. Póki istnieje ÅšwiatÅ‚o, my istniejemy. A ÅšwiatÅ‚o jest nieÅ›miertelne...

bottom of page