Dolina Melancholii
~ Kot ~
Kto by pomyślał... Za oknem noc, jasna, przyjemna, ale obca i jakaś złowroga...
Okno wysokie, zwieńczone łukiem. Okno w starej kamieniczce przy ul. Senatorskiej.
Jest październik. Jeden z najpiękniejszych miesięcy. Wilgotny, chłodny, kolorowy.
W uszach muzyka rodzimego artysty, dawniej uwielbianego przez kobiety... Ciepły głos pociesza przez słuchawki, że znajdziemy złotą jabłoń... Przez słuchawki, żeby nie kaleczyć świętej ciszy pierwszych akademickich nocy na stancji... Pod jednym dachem zupełnie
obcy ludzie, ale wÅ›ród tÅ‚umu obcych, najbliżsi... Kto by pomyÅ›laÅ‚...
Za oknem noc, jedna z pierwszych w obcym mieÅ›cie. Pożyczone Å‚óżko polowe skrzypi przy każdej próbie wyrwania siÄ™ z klauzury snu... Nie Å›piÄ™. Przez sÅ‚uchawki wciąż ten sam ciepÅ‚y gÅ‚os wróży, "że kto utraciÅ‚ raz, bÄ™dzie zawsze czekać"... Kto by pomyÅ›laÅ‚... Za oknem noc. Obca, ponura, zÅ‚owroga, zimna... Rano dopiero bÄ™dzie zimno! W piecu pusto, wÄ™giel wypaliÅ‚ siÄ™, zanim zdążyÅ‚am go przynieść... Kto by pomyÅ›laÅ‚, że zatÄ™skniÄ™ kiedyÅ› za tamtÄ… nocÄ…?! Kiedy jeszcze wszystko byÅ‚o przede mnÄ…. Kiedy ktoÅ› spoÅ›ród tÅ‚umu obcych stanie siÄ™ dla mnie najbliższÄ… osobÄ…. Kto by pomyÅ›laÅ‚, że zatÄ™skniÄ™ za tamtÄ… nocÄ…, kiedy ciepÅ‚o wyÅ›piewana wróżba byÅ‚a tylko zwykÅ‚Ä… piosenkÄ…. PiÄ™knÄ…, ale zwyczajnÄ…. Kto by pomyÅ›laÅ‚, że speÅ‚ni siÄ™ każdy jej wers...
"Kto już kochaÅ‚ raz, aż do utraty tchu, ten bÄ™dzie w oczach gasÅ‚ i cierpiaÅ‚ chÅ‚ód przez wiele zim. Wiele zim... Kto utraciÅ‚ raz, bÄ™dzie zawsze czekać..."
Czekam, choć sama przed sobą nie potrafię tego przyznać. Wciąż "zatrzymuję czas i zaglądam w przepaść". Jaką przepaść? Zastanawiałam się wtedy, tamtej nocy. Teraz, kiedy stoję na krawędzi, widzę ją za każdym razem, gdy na chwilę przystaję w drodze... Jest głęboka, czarna, bezdenna...
A jednak, co jakiÅ› czas wydaje mi siÄ™, że dostrzegam w dole Å›wiateÅ‚ko. NikÅ‚e, niby od umierajÄ…cej latarenki. Nie raz skakaÅ‚am w tÄ™ przepaść, ale nie dane mi byÅ‚o dotknąć ziemi. UpadaÅ‚am na chmury, które zanosiÅ‚y mnie z powrotem na górÄ™, zupeÅ‚nie tak, jakby moim losem byÅ‚o balansowanie na krawÄ™dzi... Ale Å›wiatÅ‚o latarenki, o ile ktoÅ› inny nie ugasi go silniejszym oddechem, bÄ™dzie siÄ™ tliÅ‚o i zniknie dopiero, gdy i ja zniknÄ™... WidzÄ™ je za każdym razem, gdy zatrzymujÄ™ czas i zaglÄ…dam w przepaść. Może to tylko rozżarzone oczy kota, który przechadza siÄ™ dolinÄ… i spoglÄ…da na pyzaty Księżyc, jakby chciaÅ‚ popÄ™dzić za nim, jak za piÅ‚kÄ…...