Dolina Melancholii
~ adoracja ~
Cisza. Świece płoną gdzieś w oddali, przed ołtarzem. Przed Tobą.
Cisza... Klękam w niej. W niej się modlę. Setki, tysiące słów...
A w oddali świece... i Ty. Do Ciebie się modlę. Ciebie proszę,
Ciebie przepraszam... Tobie dziękuję.
Cisza dookoła. We mnie zgiełk. Chaos. Zamęt... Ciemno wokół.
W oddali tylko tlą się świece, dla Ciebie się tlą, przed Tobą...
A ja klęczę. W ostatniej ławce... Wyżalam się Tobie, skarżę się, ubolewam, rozpaczam... Tak daleko jesteś!
Klęcznik zaczyna wpijać się w kolana... Usiłuję się skupić. Modlę się... Staram się modlić. Brzęczy mucha... Korniki gryzą ławkę... Nie przeszkadza Ci to? Zimno. Ucho swędzi... Nie moge się skupić! Klęcznik coraz bardziej wpija się
w kolana... Zimno. Plecy bolą... Łokcie sztywnieją... Wstaję. Chcę wyjść, otwieram drzwi...
Zaczyna padać... Wracam więc. Do ostatniej ławki. Klękam. Pada coraz mocniej. Zimno wdziera się przez niedomkniete drzwi... Krople bębnią
o witraże... Błysk! Piorun gdzieś w oddali przeciął niebo, niczym taflę lodu... Grzmot! Klęcznik wpija się w kolana... Znów błysk! Liczę: raz, dwa, trzy... Grzmot! Coraz bliżej... Błysk! Raz, dwa... Grzmot! Błysk! Raz... HUK! Rozpętało się na dobre! Grzmi i leje, wicher dmie...
A we mnie cisza. Ucichł zgiełk. Odszedł chaos, zniknał zamęt... Tam w oddali ciemnośc i burza. A tu płoną świece. Wokół Ciebie. Ciepłe strumyki światła biegną po posadzce... Wprost pod moją ławkę, do moich nóg... Tam w oddali grzmoty, pioruny i deszcz... a we mnie cisza. I światło dookoła mnie. Nie czuję już zimna... Jesteś tak blisko!
Tam ciemność; dudni, huczy, bębni, grzmi... a we mnie światło i cisza.
Milczę już...
Panie, mów!